Mistrzostwa - dzień drugi i ostatni Wyścig elity. Niestety, bez udziału najlepszego polskiego kolarza Sylwestra Szmyda, który w tym czasie w Beskidach przygotowywał się do startu w Tour de France. Szkoda, że nie przyjechał na mistrzostwa. Nie musiał przecież wygrać, a nawet zdobyć medalu. Wystarczyłoby, żeby był. Tylko tyle. Ale go nie było. Tym samym dał prezesowi i trenerowi ostateczny argument, żeby nie zabrać go do Pekinu. Chyba, że już wcześniej wiedział, że bez względu na wszystko i tak nie pojedzie na igrzyska. Ech... Niespodziewanie wygrał Marcin Sapa. Mrozy umęczyły się pogonią za mocną ucieczką z pierwszego okrążenia, dogoniły ją (a potem większość z nich zeszła z trasy) i wtedy skoczył 'Saper'. Na początku jechał sam, potem z trzema innymi kolarzami. Ta ucieczka nie miała szans powodzenia, ale jej uczestnicy podzielili się medalami. Bywa i tak. Zgodnie z przewidywaniami nie udało mi się znaleźć osoby, która zabrałaby mnie z powrotem. Pozostał pociąg. Do Legnicy - mimo dodatkowego obciążenia na plecach (prezent od zaprzyjaźnionego kolarza) - jechało się znakomicie, bo z silnym wiatrem w plecy. Trochę ponad 20 km, średnio prawie 32 km/h. I jeden totalnie ujechany kolarz (górski), który uparcie mnie gonił. Szacunek! :P Powrót najpierw z kolarzem z Poznania (wycofał się na 5. rundzie), a potem - po wizycie w KFC - ze studentką prawa ze Strzelec Opolskich, która - wbrew pozorom - okazała się się świetną rozmówczynią. Na koniec pozostał mi finał ME w słuchawkach (Viva Espana!). A życie w drodze z Katowic do Sosnowca uratowała wielofunkcyjna latarka. Dzięki Misiekolarz! : o ) Trasa: Złotoryja - Legnica; Katowice - Sosnowiec.
Mistrzostwa - dzień pierwszy Zaspałem i mimo wielkiego, wręcz szaleńczego pośpiechu nie zdążyłem na pociąg. Wyjechałem z domu gdzieś koło 7.15, przed dworcem w Katowicach byłem około 7.40, czyli przeszło pięć minut za późno... Potem okazało się, że... bardzo dobrze! Co prawda nie zdążyłem na start wyścigu kobiet, ale następny pociąg był już za niecałą godzinę, podróżowało się w nim więcej niż komfortowo (pół wagonu dla rowerzystów!) i do tego zaoszczędziłem na bilecie (Tanie Linie Kolejowe są wcale takie tanie). Martwiła mnie tylko jedna rzecz, na którą natrafiłem już rano: silny wiatr z zachodu. Tak było w stolicy woj. śląskiego i, niestety, nic nie zmieniło się we Wrocławiu. Tam oczywiście trochę pobłądziłem, ale ostatecznie w miarę szybko znalazłem drogę na Legnicę. Na mojej mapie miała ona oznaczenie trzycyfrowe, ale w rzeczywistości był to czerwony numer 94. Ruch więc był spory, na szczęście nie jeździły TIR-y. W Środzie Śl. odbiłem w stronę gór na południe i bocznymi drogami dojechałem do samego końca. Silny wiatr w twarz jakby cały czas się wzmagał, sił ubywało, średnia malała, brukowane odcinki (zwłaszcza ten w Chełmie), a przede wszystkim kolejne hopki mocno dawały się we znaki. W Jaworze miałem już trochę dość, ale ostatecznie udało mi się dotrzeć do celu - całkiem ładnego, poniemieckiego miasteczka położonego nad Kaczawą. Właśnie chwilę za mostem na tej rzecze rozpoczynał się ostatni, najtrudniejszy kilometr mistrzowskiej pętli. Najpierw płasko, potem zakręt w prawo i 200m po bruku ulicą Stromą w górę. I to jak w górę! Średnie nachylenie 15%, co oznacza mniej więcej tyle, że na mojej największej tarczy z przodu (50 zębów) udało mi się dojechać mniej więcej do połowy. Dalej nie przepchnąłem, zabrakło mi przełożeń. Jeśli już ktoś dotarł na koniec ulicy Stromej to potem miał już łatwo - zakręt w prawo i 400m dalej w górę, ale tym razem łagodnie do mety na złotoryjskim rynku. W sobotę najlepiej nie tylko na tym końcowym odcinku trasy radziła sobie Paulina Brzeźna. Średnie tętno: 151 (HZ - 13%, FZ - 52%, PZ - 35; max 179). Trasa: Sosnowiec - Szopienice - Katowice; Wrocław - Środa Śl. - Ciechów - Chełm - Jawor - Złotoryja.
Przed mistrzostwami Po trzech dniach przerwy wreszcie udało mi się wybrać się na przejażdżkę. Wcześniej zwykle brakowało chęci, ech... Słonecznie, ale nie tak ciepło (około 25 stopni) jak w poprzednie dni tego tygodnia. Mocny wiatr z zachodu, który jakoś niespecjalnie pomagał mi w drodze do Łośnia (ledwie 25.3 km/h). Serce biło poniżej normy (czyżby pomógł mu przeszło 12-godzinny sen? :P), co cieszy. : o ) A jutro (tj. w sobotę) rano ruszam na szoszowe mistrzostwa Polski! Średnie tętno: 131 (poniżej HZ - 7%, HZ - 59%, FZ - 28%, PZ - 6%; max 170). Trasa: Sosnowiec - Zagórze - Staszic - Strzemieszyce Wielkie - Łosień - Ząbkowice - Antoniów - Pogoria III - Łęknice - Dziewiąty - Zielona - Łagisza - Będzin - Pogoń - Sosnowiec.
16. Sosnowiec - Katowice - Sosnowiec Po dłuuugiej przerwie, bo było to (m. in. poczta w Szopienicach), bo było tamto (m. in. dokumentacja Wyścigu Dookoła Mazowsza). Trasa: Sosnowiec - Szopienice - Zawodzie - Muchowiec - Brynów - Sosnowiec.
EURO 2008 Zaczęło się! Wyludniły się ulicy, choć grali Szwajcarzy z Czechami. My wtedy mieliśmy nadzieje związane z występami Polaków. Miało być tak pięknie... Trasa: Sosnowiec - Zagórze - Staszic - Strzemieszyce Wlk. - Łosień (postój) - Huta Katowice - Gołonóg - Reden - Zagórze - Dańdówka - Sosnowiec.
1. (15.) S-c - K-ce - S-c + Łosień z Pogorią IV Upalnego czerwca ciągu dalszy. Niemal bezwietrznie. Niestety, trawy dalej są w szczytowym okresie pylenia, co źle przekłada się na moje samopoczucie... Żwawo do i z pracy (średnia 26 km/h). Potem makaron z sosem, godzinka przerwy i znowu w drogę. To taki mój pierwszy raz. Mam nadzieję, że szybko to powtórzę, a z czasem stanie się to normą. Średnie tętno: 138 (poniżej HZ - 5%, HZ - 39%, FZ - 44%, PZ - 12%; max 175). Trasa: Sosnowiec - Szopienice - Zawodzie - Muchowiec - Brynów (postój) - Sosnowiec (postój) - Zagórze - Staszic - Strzemieszyce Wielkie - Łosień - Ząbkowice - Ujejsce - Wojkowice Kościelne - Pogoria IV - Preczów - Sarnów - Łagisza - Będzin - Pogoń - Sosnowiec.