Dębowy Orient, czyli tak się robi historię! :P

Sobota, 3 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Bardzo długo się zastanawiałem, czy wziąć udział w tych zawodach. W końcu jednak - niemal w ostatniej chwili, czyli w czwartkowy późny wieczór - uznałem, że warto wystartować. Choćby z tego powodu, że w Dąbrowie Górniczej się urodziłem i tu przez większość życia mieszkałem.
To był mój najpoważniejszy atut - mniej więcej kojarzyłem, gdzie może znajdować się większość punktów i właśnie znajomość trasy okazała się kluczowa.
Rozpocząłem od PK1, potem PK2 (dobrze naniesione punkty na mapę to podstawa!), dalej doskonale znaną mi ścieżką rowerową (tyle, że zazwyczaj pokonywaną w drugą stronę) do PK18. Niektórzy, a właściwie niektóre, w tym miejscu wietrzyli podstęp. Zupełnie niepotrzebnie, bo lampiony nie zostały tak pochowane jak ostatnio (w kilku przypadkach nie udało mi się ich wtedy znaleźć...) i - oprócz wyjątków potwierdzających regułę - nie trzeba było ich długo szukać. A wracając do krzyża przy DK86 to czekająca na klientów nieopodal w lesie pani wyglądała na mocno zdziwioną, a może nawet zaniepokojona zaistniałą sytuacją, czyli aż tyloma rowerzystami w jej pobliżu (ktoś się skusił?).
Po drugiej stronie Pogorii spisałem PK12, później po raz pierwszy trafiłem na boisko Pioniera Ujejsce (spodziewałem się nieco więcej po obiekcie beniaminka klasy okręgowej), gdzie znajdował się PK4. Następnie dotarliśmy (we trzech) w okolice Bukowej Góry, a tam najpierw daliśmy się nabrać na punkt stowarzyszony, ale szybko nanieśliśmy poprawkę. Stąd zjazd do szosy i dalej w stronę remizy w Trzebiesławicach (pozdrowienia dla rzecznika Urzędu Miejskiego w Sosnowcu!), stamtąd mocno w górę przez las do PK15 z pięknym widokiem i ostatnim spotkaniem z tą, która tak zasadniczo nie ufa (mylę się?), a która - razem ze spinningową koleżanką jako Frelki - otarła się o podium.
Wbrew nazwie (CZYSTY JAK ŁZA One-Man Team) próbowałem stworzyć jakiś duet, a nawet parę. Tylko przez chwilę i bez większego skutku. Więc dalej w zasadzie samotnie szybkimi asfaltami do Łęki (PK6) i Niegowonic (PK21) goniąc drużynę ETISOFT (Amiga i djk). Potem całkiem niezłymi - jak na mojego trekinga, który zdecydowanie dał radę! - szutrowymi drogami do Błędowa (PK9) i Lasek (PK8).
O PK7 początkowo pomyślałem, że ktoś (uczestnik zawodów) zrobił nam (pozostałym startującym) całkiem zgrabny numer, ale po chwili stwierdziłem, że to jednak organizatorzy chcieli nam zaoszczędzić marszu w piachu i przesunęli go całkiem spory kawałek bliżej. Zaryzykowałem, nie dzwoniłem do centrali, nie zrobiłem zdjęcia. Na szczęście wyszło na moje.
Do agroturystyki (PK10) dotarłem szosą przez Błędów i czarnym szlakiem. Po drodze pomoczyłem się w Białej Przemszy i tego mi było trzeba, bo upał robił swoje.
Za Okradzionowem miałem trochę kłopotów ze znalezieniem PK14, ale z pomocą przyszła mi linia wysokiego napięcia. Słońce coraz bardziej dokuczało, powoli kończyły się płyny (0,75l wody i 0,5l powerade'a), czułem się mocno zmęczony.
Szałasowizna i bezproblemowy krzyż, który okazał się drzewem. Tam spotkałem spotkałem chłopaków, którzy - jak się później okazało - byli moim najgroźniejszymi konkurentami. Ani wtedy, ani wcześniej, ani też później nie wiedziałem, na którym jestem miejscu. Na początku wydawało mi się, że zostałem z tyłu. Jakoś specjalnie się tym jednak nie przejmowałem. Żadnej presji, nic nie musiałem (i wciąż nie muszę!), jechałem swoje. Wydawało mi się, że nawet w miarę szybko (parę osób zostawiłem za plecami). Czas też był chyba niezły. Jednak szczególnie cieszyło mnie w zasadzie bezproblemowe znajdowanie kolejnych punktów kontrolnych (gdyby tak na majowym Jurajskim Oriencie, ech...). Jak np. PK17, choć - czarnym, nieuczęszczanym szlakiem przez gęsty las - nie było tam łatwo dotrzeć.
Przy PK16 (kolejny krzyż, ale inny niż pozostałe) miałem szczęście. Gdybym trafił tam (dwupasmówką od strony Gołonoga) o innej porze to pewnie miałbym podobne kłopoty jak cała reszta. A tak skorzystałem nie tyle z podpowiedzi, co ze wskazania innego rowerzysty. Wielkie dzięki!
To już był ostatni moment, żeby kupić wodę. Zimna Muszynianka jednak tylko nieco orzeźwiła. Poziom sponiewierania ponadprzeciętny, do końca pozostały dwa punkty. PK19 za najstarszą Pogorią i PK13 przy bagnach w Antoniowie. Co prawda nie przekonałem pań z trasy pieszej (jakoś nie chciały mnie słuchać), ale ostatecznie i - co najważniejsze - szybko odnalazłem tablicę. Karta zapełniona.
Dalej sprint przez od lat rozkopane drogi i pełną ludzi ścieżkę nad Pogorią III. Na mecie (około 16.30) okazało się, że jestem pierwszy. Coś w końcu mi się udało. Podobno utarłem nosa zawodowcom.

Komentarze (3)

Gratulacje!
Gdybyśmy wiedzieli, że będą zawodowcy to byśmy się bardziej postarali :-)
Udało Ci się z tą siódemką :-)

djk71 11:34 środa, 7 sierpnia 2013

"Podobno utarłem nosa zawodowcom."

Podobno...
Tak właśnie rodzi się plotka.

Podobno było też tak, że przyjechał zawodowiec i zrobił trasę w 4 godziny.
To również plotka. ;)

Grześ 18:55 wtorek, 6 sierpnia 2013

Gratulacje :), Fajnie Cię było zobaczyć na trasie...

amiga 10:07 wtorek, 6 sierpnia 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa eulic

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]