BSOrient 2012
Zdecydowałem się także wystartować, co wcale nie było takie oczywiste, gdyż od niemal roku soboty mam dyżurujące. I to mocno. Udało się jednak tak wszystko i wszystkich poustawiać, że miałem czas do wczesnego popołudnia.
Co prawda w piątkowy wieczór zdarzyły się jakieś dreszcze (dalej nie wiem skąd, czyżby przedstartowy stres? :P), no i prawa łydka - jak to ma czasem w zwyczaju - pobolewała, ale w sobotni chłodny poranek w nieco ponad godzinę udało się mi dotrzeć rowerem z Sosnowca do Błędowa. Co najważniejsze, na czas! Potem trzeba było spuścić powietrze (co zostało uwiecznione), bo ponad cztery atmosfery to za wiele na teren, poprawić, czyli ścisnąć pasek, żeby mierzył tętno, w końcu mapa w dłoń i w drogę!
W mojej sytuacji wybór był prosty, ale i bolesny - trasa rekreacyjna (a nie GIGA z powodu dyżuru). Rozpocząłem od PK03, który znajdował się przed wjazdem do Rud, później przez Okradzionów dojechałem do młyna nad Białą Przemszą (PK01) i nie ścieżką nad rzeką, ale naokoło asfaltem, który z różnych powodów preferuję (wystarczy spojrzeć na rower), do PK02. Tu natknąłem się na uczestników i pierwszy - jak się później okazało - wspólny kłopot. Było więc trochę biegania (rower został na górze w Kuźniczce), w końcu jednak wszystko się wyjaśniło (organizatorka przez telefon przyznała się, że zapomniała o tym wspomnieć na odprawie) i punkt się odnalazł. Dalej powrót do Błędowa z kapliczką (PK06) i niepotrzebnym błądzeniem po piachu, Kuźnica (PK06), gdzie po raz kolejny, ale i ostatni spotkałem troje zawodników (AniaBania, Mavic i tadzik1963), pomnik pod Grabową (PK07), wielbłąd w Chechle (PK08) i wreszcie widok na Pustynię Błędowską (PK04). Został jeszcze mostek ze zdejmowaniem butów (PK09), co w sumie dobrze mi zrobiło, zwłaszcza nieco już zmęczonym nogom (na zdjęciu, a nawet zdjęciach inna odważna, Niradhara, dla której - o ile mnie poznała - nie jestem już duchem! ;). Przy okazji wytłumaczyłem się parze, która pojawiła się w tamtej okolicy, ze swojego zachowania (odbiegało od normy i wiele różnych rzeczy mogli pomyśleć). Odbiór był pozytywny - do tego stopnia, że niejako w nagrodę poproszono mnie, żebym robił za misia (a może bohatera, hi, hi) i cyknięto fotę.
Około południa, po przejechaniu blisko 50 kilometrów i zaliczeniu wszystkich dziewięciu punktów, wróciłem do EuroCampingu. Z jednej strony cieszyłem się, że poszło mi (a właściwie pojechało) w miarę szybko i raczej problemowo. W końcu - choć nie było to najważniejsze - udało mi się coś wygrać. Z drugiej żałowałem (i to bardzo!), że nie starczyło czasu na GIGA. Przeważały oczywiście dobre emocje, w tym także, a może przede wszystkim PODZIW (tak, tak, to odpowiednie, ani trochę nieprzesadzone słowo) dla organizatorów, Moniki i Tomka, którym udało się zrobić TAKIE zawody. Dzięki nim - mimo, że większość życia spędziłem w Łośniu - dopiero teraz pierwszy raz przejechałem przez Kuźniczkę, dotarłem do Doliny Miłości, Skałbani i pod Grabową, poznałem skróty prowadzące z Krzykawki płytami w górę i przez mostki przez Białą i Białą Przemszę do Błędowa oraz dowiedziałem się, gdzie gra Centuria Chechło (i od razu widać, że to Małopolska).
Żałuję, że do walorów krajoznawczych nie doszły integracyjne, ale wszystko w swoim czasie.
WIELKIE DZIĘKI i DO ZOBACZENIA NA NASTĘPNEJ EDYCJI!
Numer jeden (trasa rekreacyjna, kategoria OPEN)