Bez Końca (ciąg dalszy)
Piątek, 30 kwietnia 2010
· Komentarze(1)
Mała Pętla Łosieńsko-Pogoriańska, czyli: Sosnowiec - Zagórze - Staszic - Strzemieszyce Wielkie - Łosień - Ząbkowice - Antoniów - Pogoria IV - Preczów - Sarnów - Łagisza - Będzin - Pogoń - Sosnowiec.
Po długim dniu miało być jedynie tyle kilometrów, żeby z trzech cyferek na koniec miesiąca zrobiły się cztery. Dlaczego? Bo cztery wyglądają zdecydowanie lepiej od trzech! Muszę przyznać, że planowałem nawet trasy, na których - o zgrozo! - nie było Łośnia. I teraz się tego bardzo wstydzę, mało tego - jak sobie o tym przypomnę to jestem na siebie zły, bardzo zły - jak w ogóle mogłem o tym pomyśleć?! Przecież jak powszechnie wiadomo wszystkie trasy prowadzą przez Łosień! :P
Na szczęście Red Bull Energy Shot wybił mi z głowy te niedorzeczne, minimalistyczne myśli. Jestem podwójnie wdzięczny 60 mililitrom tego płynu, bo oprócz przejechania przez moje rodzinne strony zrobiłem także tegoroczny rekord. Być może przeceniam znaczenie zawartości tej buteleczki, którą kiedyś dostałem na ulicy Stawowej w Katowicach (promocja przy okazji pierwszego numeru Red Bull Bulletin), ale inaczej nie potrafię sobie tego wytłumaczyć - miało być odrabianie pańszczyzny, bo byłem mocno zmęczony (przynajmniej tak mi się wydawało) i wyjechałem jak zaczynało się robić szaro (po 19.30), a prawdopodobnie wykręciłem życiówkę na tym rowerze. Tak czy inaczej, wielkie dzięki Czerwony Byku!
Po długim dniu miało być jedynie tyle kilometrów, żeby z trzech cyferek na koniec miesiąca zrobiły się cztery. Dlaczego? Bo cztery wyglądają zdecydowanie lepiej od trzech! Muszę przyznać, że planowałem nawet trasy, na których - o zgrozo! - nie było Łośnia. I teraz się tego bardzo wstydzę, mało tego - jak sobie o tym przypomnę to jestem na siebie zły, bardzo zły - jak w ogóle mogłem o tym pomyśleć?! Przecież jak powszechnie wiadomo wszystkie trasy prowadzą przez Łosień! :P
Na szczęście Red Bull Energy Shot wybił mi z głowy te niedorzeczne, minimalistyczne myśli. Jestem podwójnie wdzięczny 60 mililitrom tego płynu, bo oprócz przejechania przez moje rodzinne strony zrobiłem także tegoroczny rekord. Być może przeceniam znaczenie zawartości tej buteleczki, którą kiedyś dostałem na ulicy Stawowej w Katowicach (promocja przy okazji pierwszego numeru Red Bull Bulletin), ale inaczej nie potrafię sobie tego wytłumaczyć - miało być odrabianie pańszczyzny, bo byłem mocno zmęczony (przynajmniej tak mi się wydawało) i wyjechałem jak zaczynało się robić szaro (po 19.30), a prawdopodobnie wykręciłem życiówkę na tym rowerze. Tak czy inaczej, wielkie dzięki Czerwony Byku!