Tarnowitz 01/2007
Środa, 7 marca 2007
· Komentarze(1)
Tarnowitz 01/2007
Tak, moje zapowiedzi wreszcie zostały zrealizowane. Mieszkam w kraju katolików, więc śmiało napiszę, że 'słowo stało się ciałem', he, he... O co chodzi? Dzisiaj pierwszy raz wybrałem się do nowej pracy na rowerze. Najgorzej było w samym Sosnowcu: poranny wzmożony ruch, mnóstwo samochodów, masa spalin, postoje na światłach... Za Czeladzią było już znacznie lepiej. Na pierwszy godny odnotowania podjazd natknąłem się w Wojkowicach, następny czekał mnie w Dobieszowicach. O ile te hopki już wcześniej podjeżdżałem to kompletną nowością była dla mnie Kozłowa Góra. Z trzech możliwości podjazdu wybrałem oczywiście tę najgorszą, znaczy krótko, ale baaardzo stromo. Następnym razem na pewno zdecyduję się na łagodniejszy wariant... Za Radzionkowem znowu było trochę pod górę, z której zobaczyłem Tarnowskie Góry. Okazało się, że nie jest do nich aż tak daleko - miało być coś ze 40 kilometrów, było o około pięć mniej. Trasa bardzo fajna (może poza początkiem), pofałdowany teren, dobre drogi. Do tego lekko wiało w plecy. Czy można chcieć coś więcej? : o )
* * *
Oczywiście, że można! Z powrotem wiatr też powinien pomagać, a nie wiać w twarz! :P W sumie nie było jednak aż tak źle. Kozłowa Góra i Dobieszowice nie robiły już takiego wrażenia (podjazdy z zachodniej strony są dłuższe i łagodniejsze), ale i tak się strasznie wyjechałem. I dobrze!
Zapomniałbym o dość ważnej rzeczy: dzisiaj było dość ciepło, grubo powyżej 10 stopni. Sporo jak na początek marca.
Trasa: Sosnowiec Centrum - Pogoń - Piaski - Czeladź - Wojkowice - Żychcice - Bobrowniki Będzińskie - Dobieszowice - rzeka Brynica (granica Zagłębia i Śląska) - Kozłowa Góra - Radzionków - Bobrowniki Śl. - Osada Jana - Tarnowskie Góry - Sosnowiec.
Tak, moje zapowiedzi wreszcie zostały zrealizowane. Mieszkam w kraju katolików, więc śmiało napiszę, że 'słowo stało się ciałem', he, he... O co chodzi? Dzisiaj pierwszy raz wybrałem się do nowej pracy na rowerze. Najgorzej było w samym Sosnowcu: poranny wzmożony ruch, mnóstwo samochodów, masa spalin, postoje na światłach... Za Czeladzią było już znacznie lepiej. Na pierwszy godny odnotowania podjazd natknąłem się w Wojkowicach, następny czekał mnie w Dobieszowicach. O ile te hopki już wcześniej podjeżdżałem to kompletną nowością była dla mnie Kozłowa Góra. Z trzech możliwości podjazdu wybrałem oczywiście tę najgorszą, znaczy krótko, ale baaardzo stromo. Następnym razem na pewno zdecyduję się na łagodniejszy wariant... Za Radzionkowem znowu było trochę pod górę, z której zobaczyłem Tarnowskie Góry. Okazało się, że nie jest do nich aż tak daleko - miało być coś ze 40 kilometrów, było o około pięć mniej. Trasa bardzo fajna (może poza początkiem), pofałdowany teren, dobre drogi. Do tego lekko wiało w plecy. Czy można chcieć coś więcej? : o )
* * *
Oczywiście, że można! Z powrotem wiatr też powinien pomagać, a nie wiać w twarz! :P W sumie nie było jednak aż tak źle. Kozłowa Góra i Dobieszowice nie robiły już takiego wrażenia (podjazdy z zachodniej strony są dłuższe i łagodniejsze), ale i tak się strasznie wyjechałem. I dobrze!
Zapomniałbym o dość ważnej rzeczy: dzisiaj było dość ciepło, grubo powyżej 10 stopni. Sporo jak na początek marca.
Trasa: Sosnowiec Centrum - Pogoń - Piaski - Czeladź - Wojkowice - Żychcice - Bobrowniki Będzińskie - Dobieszowice - rzeka Brynica (granica Zagłębia i Śląska) - Kozłowa Góra - Radzionków - Bobrowniki Śl. - Osada Jana - Tarnowskie Góry - Sosnowiec.